Andrzej Przybielski with Oleś Brothers  De Profundis


Andrzej Przybielski – trumpet, fluegehorn, pocket trumpet, cornet

Marcin Oleś – double bass 

Bartłomiej Brat Oleś – drums


  1. 1.Afroblue

  2. 2.Epitaphium for Jacek 

  3. 3.De Profundis

  4. 4.Guru

  5. 5.De Profundis


All compositions Andrzej Przybielski,

except 3, 5 – Przybielski |Oleś | Oleś

Recorded live April 26, 2010; Fenommedia 2011 FM 11-011



When  I played with Andrzej for the first time in 1990, I was 17.  He was then wearing clothes in an army style, and the first words he spoke to me were: ‘d’you know Grass? D’you know Hash? You need to know it brooother!!!’ Then in the mid 90s when we worked together in Witkacy’s Theatre, he used to talk about himself: ‘Andy Peperski three air trumpets’. He could dash into a room at day break with a question: ‘Oleś, have you got a needle and thread?’ ‘No, I haven’t’ – I replied. ‘Then lend me twenty złotys’.  ‘What do you need a needle and thread for?’, ‘I wanted to stitch my braces to the top…’. And then he came back instead with the needle and thread with a mountain folk sweater and in the middle of winter, he opened all the windows to check if the sweater was warm enough…

He was a musician of great sensitivity, he had at his disposal one of the most beautiful sounds of a trumpet in the world thanks to which he was recognizable after one sound, which is a domain only of the greatest artists. Unfortunately, however he did not manage to fully express his talent. He considered music as the art of freedom and he did not approve of practice sessions. Jazz was for him a creative art.

When talking about harmony, which musicians colloquially call functions, he would say: ‘Function, my brother, is Major, Lieutenant, General. Music is a fine art!!!’ During one of the conversations we had when we were recording the album FreeBop in 1999, he made me realize that creating your own music is an essential step in the transformation of a musician into an artist. This is why whenever he could he would play his own music, what unfortunately was considered by many as an expression of his inability to play the compositions of other musicians. Each and every encounter with him, a session, or a concert showed his simple-hearted curiosity of the world and his downright sense of humour. When we were working on the record Abstract, he asked the assistant sound man to buy him some fruit juice. When the assistant brought the juice Andy made a comment, ‘Twelve vitamins! My brooother, do you know what sounds we will play when we have drunk twelve vitamins?!’

It was Andrzej’s wish to  record and release this concert. Yet, we thought that we can make a better record in a studio which could include his so far unpublished compositions. This however can no longer happen.

De Profundis then remains our last joint get together.

Bartłomiej Brat Oles



Andy was one of my music masters and my artistic guru. He was a laconic author of koans which reached deeply into my imagination, which in his mouth sounded as lightly as the phrases of his trumpets, and which revalued my understanding of music. Being in his company was communing with a mystic and enigmatic philosopher-artist whose train of thought cannot be grasped but which nevertheless alights the space like the light of a lantern does. He was a master of musical and verbal punch line, which made you confused and at the same time happy, and this made being in his company always surprising and enriching. I have always admired the range of vocabulary which he used, in my opinion in an extraordinary way, but only now I see that he was exactly like the words he used. Take as an example his description of the character of his compositions: sprite, brisk, so-so romantic and rainy, played off the feet, or for example when he addressed us in his letters: ‘My Dear Brothers in jazz’. He was most certainly the most witty and out-of-this-world person that I have ever known and that is why he will remain in my memory first of all as a spiritual being. I will never forget his words, which he recited in his husky voice during one of our first joint concerts, and which later defined my stage life, and to which in some sense I always refer: ‘Be attentive, be attentive my friend… have your eyes and your ears in your head… lead the tune my son…bring it to a close!’


Marcin Oles






When trumpeter Andrzej Przybielski passed on in February 2011, he left behind a rich legacy in music. His name may not be widely known outside his native Poland, but he was nevertheless a stylist who carved a nook in several genres. He could play a melody with warmth, and then dart into trajectories that broke the skein but did not sacrifice logic. His harmonic concepts were drawn from several streams and he used them most skillfully.

Przybielski's association with bassist Marcin Olés and drummer Bartlomiej Brat Olés was a fruitful one. Together, they found the chord of invention, unraveling it in imaginative ways on recordings that included Free-bop (Polonia Records, 2000) and Abstract (NotTwo Records, 2005). De Profundis is another endearing collaboration for the trio, as it once again sets out on a journey that encompasses the blues, bop and plenty of free assimilations.

Improvisation is at the heart of jazz, and Przybielski's and the Olés brothers prove it on the two takes of the title track, each a testament to collective empathy as they instill distinct moods into the composition. The first version rips open on the yowl of the trumpet before it finds hard bop. Przybielski lays his notes wide open, as space embraces linearity as well as fragmentations. The Oleś brothers make up one of the hardest-driving, swinging and expressive rhythm sections with their sense of time, pulse and adventure. Here, as well, they are the arteries through which the music flows, both when they are the bedrock for Przybielski as much as when they are engaged in a conversation of their own.

The second version is almost three minutes longer and finds a quieter clime. The approach is freer, one that grows gradually and is enveloped in percussion, arco and the trumpet's soft waves. Przybielski soon turns trenchant, and even as he indulges in unfettered freedom, bassist Olés finds the cove of a hauntingly beautiful melody. It's a potent brew that drinks deeply from rumination as it does from torrid pitch.

If these tunes make the soul surge. then "Afroblue" makes the soul sing in exultation as the trio turns it into the cusp that nestles its eloquence. The impression is memorable as they ride time and tempo, infiltrating mood shifts seamlessly while picking up on funk, bop and a slab of blues.

The interaction between Przybielski and the Oleś brothers is stunning, sprightly and rich in its devolution of concept and innovation.


AllAboutJazz / Jerry D’Souza



Gdy po raz pierwszy grałem z Andrzejem, w roku 1990, miałem 17 lat. Nosił się wtedy na wojskowo, a pierwsze słowa, jakie do mnie skierował brzmiały: Grass znasz? Hasz znasz? To trzeba znać braaacie!!! Potem, w połowie lat 90., kiedy wspólnie pracowaliśmy w Teatrze Witkacego, zwykł był mówić o sobie: Andy Peperski trzy trąbeczki powietrzne. Potrafił skoro świt wpaść do pokoju z pytaniem: – Oleś masz igłę i nitkę? – Nie mam – mówię. – To pożycz dwadzieścia złotych. – Po co ci igła i nitka? – Szelki chciałem do bluzki przyszyć... Po czym zamiast z igłą i nitką, wrócił z góralskim swetrem i w środku zimy, otworzył wszystkie okna w pokoju, by sprawdzić czy jest wystarczająco ciepły...

Był muzykiem wielkiej wrażliwości, dysponował jednym z najpiękniejszych brzmień trąbki na świecie, dzięki czemu był rozpoznawalny po jednym dźwięku, co jest domeną jedynie największych artystów. Niestety jednak nie udało mu się w pełni wyrazić swojego talentu. Uważał muzykę za sztukę wolności, nie uznawał prób.  Jazz był dla niego sztuką kreatywności.

O harmonii, którą muzycy potocznie nazywają funkcjami, mówił: Funkcje, bracie, to jest Major, Porucznik, Generał. Muzyka – to malowanie!!! Podczas jednej z rozmów, w trakcie nagrywania albumu FreeBop w 1999, uświadomił mi, że tworzenie autorskiej muzyki jest niezbędnym krokiem do przemiany muzyka w artystę. To dlatego, kiedy tylko mógł, grał swoją autorską muzykę, co niestety wielu uznawało za jego niezdolność do grania kompozycji innych. Każde kolejne spotkanie z nim, sesja, koncert ukazywały jego prostoduszną ciekawość świata i bezceremonialne poczucie humoru. Podczas nagrania płyty Abstract poprosił asystenta inżyniera dźwięku o zakup soku. Asystent przyniósł sok co Andy skomentował: – Dwanaście witamin! Braaacie, wiesz jakie my dźwięki zagramy, jak wypijemy dwanaście witamin?!

Życzeniem Andrzeja było wydanie tego koncertu. Uważaliśmy jednak, że możemy nagrać lepszą płytę w studiu, na której znalazłyby się jego nieopublikowane dotąd kompozycje. To się już nie stanie.

De Profundis pozostaje więc naszym ostatnim wspólnym spotkaniem.

Bartłomiej Brat Oles


Andy był jednym z moich muzycznych nauczycieli i moim artystycznym guru. Był lakonicznym autorem głęboko trafiających w moją wyobraźnię koanów, które brzmiały w jego ustach równie lekko, jak frazy jego trąbek, a które przewartościowały moje rozumienie muzyki. Przebywanie w jego towarzystwie było obcowaniem z mistycznym i enigmatycznym filozofem-artystą, którego myśli nie sposób było uchwycić, ale które rozświetlały przestrzeń niczym światło latarni. Był mistrzem muzycznej i słownej puenty, która wprawiała w konfuzję i dobry nastrój jednocześnie, a to sprawiało, że przebywanie w jego towarzystwie zawsze było zaskakujące i wzbogacające. Od zawsze podziwiałem wachlarz słów jakiego używał, moim zdaniem w sposób nadzwyczajny, ale dopiero teraz widzę, iż był on właśnie taki, jak słowa których używał - jak choćby określając charakter własnych utworów: dziarski, hoży, taki sobie romantyczny i deszczowy, grany z nogi albo tytułując nas w listach: Moi drodzy Bracia w jazzie. To z pewnością najbardziej błyskotliwy i pozaziemski człowiek jakiego poznałem, dlatego pozostanie w mej pamięci nade wszystko jako istota duchowa. Nigdy nie zapomnę jego słów, które wyrecytował swym ochrypłym głosem podczas jednego z pierwszych naszych wspólnych koncertów, a które określiły potem mój sceniczny byt, i do których w pewnym sensie zawsze się odwołuję: uważaj, uważaj kolego… miej oczy i uszy w głowie… prowadź melodię synu… kończże!

Bartłomiej Brat Oles




Ten album ukazał się trzy miesiące po śmierci niezapomnianego trębacza Andrzeja Przybielskiego. Jednego z najoryginalniejszych improwizatorów, którzy pojawili się na naszej scenie. To niepowtarzalne i całkowicie wyjątkowe brzmienie trąbki Andrzeja Przybielskiego jako jeden z pierwszych zarejestrował w roku 1971 Andrzej Kurylewicz na płycie „Muzyka Teatralna i Telewizyjna” z Wandą Warską i Czesławem Niemenem, potem Niemen wciągnął go do swojej grupy w okresie słynnych „Marionetek”. Już wcześniej zawiązała się odlotowa Sesja 71 z Helmutem Nadolskim, była też współpraca z Józefem Skrzekiem i Antymosem Apostolisem w szeregach grupy SBB. Przybielski nagrał muzykę Krzysztofa Knittla do słynnego spektaklu Teatru Telewizji „Przedstawienie Hamleta we wsi Głucha Dolna”, dołączył do grupy New Cooperation Wojtka Konikiewicza, wreszcie Tomasz Stańko zaprosił go do udziału w swoim głośnym projekcie „Stańko/Witkacy/Peyotl”.

No a potem Przybielskiego odkryli na nowo yassowcy, znacznie młodsze pokolenie ambitnych, poszukujących muzyków; w tym również właśnie bracia Oleś – współtwórcy, pomysłodawcy oraz wydawcy tych koncertowych nagrań zarejestrowanych w zeszłym roku w bydgoskiej Art Cafe „Węgliszek”. „De Profundis” czyli z głębi, z otchłani. Jak mówi Bartłomiej Brat Oleś: „Andrzej chciał by nagranie nosiło właśnie taki tytuł”.

Muzyka to bardzo kameralna, oszczędna, skupiona, jednocześnie niezwykle spontaniczna, wyczarowana ad hoc, z potrzeby chwili, w celu osiągnięcia określonego brzmieniowego porządku. Jak pisze BBO w dołączonym do tego albumu pięknym wspomnieniu o Andrzeju Przybielskim: „Życzeniem Andrzeja było wydanie tego koncertu. Uważaliśmy jednak, że możemy nagrać lepszą płytę w studiu, na której znalazłyby się jego niepublikowane dotąd kompozycje. To się już nie stanie. ‘De Profundis’ pozostaje więc naszym ostatnim wspólnym spotkaniem”.

Myślę, że to bardzo dobrze, że nagrania te ukazały się na oficjalnej płycie, pomimo wszystkich swoich spontanicznych niedociągnięć, wynikających choćby z tego względu, że Andrzej Przybielski najzwyczajniej w świecie nie uznawał prób. Jazz zawsze był dla niego sztuką wolności, sztuką kreatywności – stąd właśnie taka, a nie inna, uroda tych nagrań. Nagrań przepięknych, prawdziwych, zapadających głęboko w pamięci.

Przemek Psikuta

Jazz Forum